W Pawilonie Jadalnym panował gwar. Nic dziwnego. Świat został ocalony, Gaja obalona a Olimp
uratowany. Z tej okazji Chejron i Pan.D zorganizowali ucztę jakiej nie było w obozie od dawna. Wszystkie stoły
zsunięto, więc nie było już znaczenia kto pochodzi z jakiego domku. Na honorowych
miejscach po dwóch stronach opiekunów obozu siedziała Wielka Siódemka, tak
bardzo tej chwili wielbiona przez
obozowiczów. Obok nich wszyscy najbliżsi przyjaciele, a jeszcze dalej
mieszkańcy Obozu Jupiter, których również zaproszono. Gwar i śmiechy uradowanych obozowiczów dało się
słyszeć jeszcze daleko w lesie co napewno rozzłościło tamtejsze potwory. Pomiędzy miejscami szybko uwijali się satyrowie, pod nadzorem Dionizosa, roznoszący najróżniejsze owoce, dania i samonapełniające
się kubki.
Tylko jedna osoba milczała siedząc nieruchomo, wpatrzona w tarczę zachodzącego słońca. Jej ognistorude włosy powiewały na wietrze, a jedyną oznaką zdenerwowania były chwilę wcześniej pomalowane kolorowymi pisakami dżinsy.
Tylko jedna osoba milczała siedząc nieruchomo, wpatrzona w tarczę zachodzącego słońca. Jej ognistorude włosy powiewały na wietrze, a jedyną oznaką zdenerwowania były chwilę wcześniej pomalowane kolorowymi pisakami dżinsy.
Rachel Elizabth Dare. Wyrocznia
delficka.
Od tygodnia miała dziwne
wrażenie, że coś się wydarzy. Dzisiaj to przeczucie znacznie się nasiliło i w
tej chwili była już niemal pewna – zbliża się kolejna wielka przepowiednia. Czuła, że za kilka minut, może kilkanaście, duch delf przemówi. Oprócz tego prawie
co noc miała sny tak straszne, że nie chciała ich sobie przypominać. Potwory
tak przerażające, że czoła mogli stawić im tylko najodważniejsi herosi na świecie.
A było ich naprawdę mało.
W swoich snach widziała również
Olimp, a właściwie Empire State Building rozpadający się na tysiące kawałków. Bogowie
niknący pod wpływem czegoś wielkiego, czemu nie dali rady się oprzeć. Tysiące
ludzi ewakuowanych ze swoich domów. A pośród tego wszystkiego – niepozorna ruda
dziewczyna z o wiele za dużym jak na nią łukiem. W oczach jej widać było
niewiarygodną wściekłość, jakby chciała zabić każdego na swojej drodze. Czegoś
takiego młoda wyrocznie nie wiedziała od czasów Luke’a, a i on chyba był lepszy niż ta
tajemnicza dziewczyna. W końcu, jak dalej mniema Annabeth, Kronos opanował Luke'a wbrew jego własnej woli.
Rachel od dawna chciała o tym
komuś powiedzieć. Wątpliwości paliły ją od środka. Wręcz bała się zasypiać w
obawie, że sny znowu nadejdą. Potrzebowała rozmowy z kimś bliskim, kto zrozumiałby ją i wra Nie miała jednak
sumienia psuć wybawicielom Olimpu dobrego humoru, a już w szczególności Percy’emu
i Annabeth. Jej przyjaciele za dużo się wycierpieli, podczas gdy ona spokojnie
czekała na ich powrót w miłej jaskini w Obozie. Poza tym nie chciała zaprzątać
im głowy kolejnym zmartwieniem. Mogłoby
się przecież wydawać, że są to zwykłe sny, które nic nie znaczą. Jednak sny herosów,
a już w szczególności wyroczni są zwykle przepowiednią przyszłości. Niedalekiej
przyszłości.
Wtem poczuła, że to nadchodzi.
Zrobiło jej się słabo, a przed oczami zatańczyły ogniki.
Wyrocznia chciała przemówić.
Rachel uderzyłaby całym swoim
ciałem o ziemię, gdyby stojący obok Percy nie złapał ją w pasie. Kątem oka
dostrzegła jeszcze mordercze spojrzenie Annabeth, kiedy wyrocznia ogarnęła jej
ciało.
Dziecię łowczyni
Co spod prawa wyjęte
W noc przesilenia do niewoli
wzięte
W dzień swych urodzin Olimp
stratuje
Niejednego herosa strzałą zatruje
Na gniew bogów będzie narażona
I w potężnych męczarniach skona.
Zapadła cisza. Nawet pan D. który
bez przerwy narzekał na rozbrykaną młodzież rozdziawił usta, lecz po chwili
zaczerwieniwszy się nieco, zamknął je. Rachel
uwolniła się z uścisku Percy’ego i stanęła o własnych siłach lekko podpierając
się jego ramienia. Zawsze ją to dziwiło. Wypowiedziała słowa, których nawet nie
pamiętała lecz te kilka zdań zrobiło na obozowiczach piorunujące wrażenie. Rachel zastanawiała się, czy gdyby w tej
chwili asteroida walnęła w sam środek obozu młodzież byłaby równie osłupiała jak
w tej chwili.
Chejron i Annabeth wymienili
znaczące spojrzenie. Czy oni zawsze muszą tak robić? To stawało się coraz
bardziej irytujące. Zawsze tak się porozumiewali, jakby dzielili jakąś wielką
tajemnicę.
- W takim razie, właśnie
wysłuchaliśmy nowej wielkiej przepowiedni. – rzekł takim tonem, jakby zamiast „wielkiej
przepowiedni” chciał powiedzieć „wielkiej apokalipsy”.
Nikt się nie odezwał. Słowa nowej
przepowiedni nie były zbyt zachęcające. P był chociaż cień nadziei, że wszystko
skończy się dobrze. Tutaj jednak słowa były jednoznaczne „… Olimp stratuje”.
Wszystko było wiadomo. Za kilka tygodni, miesięcy lub lat Olimp, bogowie i cała
kultura grecka ulegnie zagładzie. A spowoduje to dziecię łowczyni… O kogo
chodzi? O Thalię?
Percy złapał Annabeth za rękę.
Wiele razem przeszli i widać było, że nie śpieszy im się do kolejnych przygód,
zwłaszcza tak niebezpiecznych jak pamiętny pobyt w Tartarze.
Dionizos, jak zawsze nie przejął
się niczym. Po krótkim namyśle machnął lekceważąco ręką, nie zważając na
gniewne spojrzenia Chejrona kierowane w jego stronę.
- Może i wszyscy zginiemy. Co
tam. Dziękujemy ci Ravel za wygłoszenie przepowiedni, bla bla bla, ale teraz
musimy wracać do uczty.
Napełnił swój kielich dietetyczną
colą i po chwili znów wrócił dotychczasowy gwar i hałas. Czuć jednak było w
powietrzu napięcie. Coś się zbliżało. I nie było to nic dobrego.