czwartek, 29 sierpnia 2013

Prolog

W Pawilonie Jadalnym panował gwar. Nic dziwnego. Świat został ocalony, Gaja obalona a Olimp uratowany. Z tej okazji Chejron i Pan.D zorganizowali ucztę jakiej nie było w obozie od dawna. Wszystkie stoły zsunięto, więc nie było już znaczenia kto pochodzi z jakiego domku. Na honorowych miejscach po dwóch stronach opiekunów obozu siedziała Wielka Siódemka, tak bardzo tej chwili wielbiona przez obozowiczów. Obok nich wszyscy najbliżsi przyjaciele, a jeszcze dalej mieszkańcy Obozu Jupiter, których również zaproszono. Gwar i śmiechy uradowanych obozowiczów dało się słyszeć jeszcze daleko w lesie co napewno rozzłościło tamtejsze potwory. Pomiędzy miejscami szybko uwijali się satyrowie, pod nadzorem Dionizosa, roznoszący najróżniejsze owoce, dania i samonapełniające się kubki.
Tylko jedna osoba milczała siedząc nieruchomo, wpatrzona w tarczę zachodzącego słońca. Jej ognistorude włosy powiewały na wietrze, a jedyną oznaką zdenerwowania były chwilę wcześniej pomalowane kolorowymi pisakami dżinsy.
Rachel Elizabth Dare. Wyrocznia delficka.
Od tygodnia miała dziwne wrażenie, że coś się wydarzy. Dzisiaj to przeczucie znacznie się nasiliło i w tej chwili była już niemal pewna – zbliża się kolejna wielka przepowiednia. Czuła, że za kilka minut, może kilkanaście, duch delf przemówi. Oprócz tego prawie co noc miała sny tak straszne, że nie chciała ich sobie przypominać. Potwory tak przerażające, że czoła mogli stawić im tylko najodważniejsi herosi na świecie. A było ich naprawdę mało.
W swoich snach widziała również Olimp, a właściwie Empire State Building rozpadający się na tysiące kawałków. Bogowie niknący pod wpływem czegoś wielkiego, czemu nie dali rady się oprzeć. Tysiące ludzi ewakuowanych ze swoich domów. A pośród tego wszystkiego – niepozorna ruda dziewczyna z o wiele za dużym jak na nią łukiem. W oczach jej widać było niewiarygodną wściekłość, jakby chciała zabić każdego na swojej drodze. Czegoś takiego młoda wyrocznie nie wiedziała od czasów Luke’a, a i on chyba był lepszy niż ta tajemnicza dziewczyna. W końcu, jak dalej mniema Annabeth, Kronos opanował Luke'a wbrew jego własnej woli. 
Rachel od dawna chciała o tym komuś powiedzieć. Wątpliwości paliły ją od środka. Wręcz bała się zasypiać w obawie, że sny znowu nadejdą. Potrzebowała rozmowy z kimś bliskim, kto zrozumiałby ją i wra Nie miała jednak sumienia psuć wybawicielom Olimpu dobrego humoru, a już w szczególności Percy’emu i Annabeth. Jej przyjaciele za dużo się wycierpieli, podczas gdy ona spokojnie czekała na ich powrót w miłej jaskini w Obozie. Poza tym nie chciała zaprzątać im głowy kolejnym zmartwieniem.  Mogłoby się przecież wydawać, że są to zwykłe sny, które nic nie znaczą. Jednak sny herosów, a już w szczególności wyroczni są zwykle przepowiednią przyszłości. Niedalekiej przyszłości.
Wtem poczuła, że to nadchodzi. Zrobiło jej się słabo, a przed oczami zatańczyły ogniki.
Wyrocznia chciała przemówić.
Rachel uderzyłaby całym swoim ciałem o ziemię, gdyby stojący obok Percy nie złapał ją w pasie. Kątem oka dostrzegła jeszcze mordercze spojrzenie Annabeth, kiedy wyrocznia ogarnęła jej ciało.
Dziecię łowczyni
Co spod prawa wyjęte
W noc przesilenia do niewoli wzięte
W dzień swych urodzin Olimp stratuje
Niejednego herosa strzałą zatruje
Na gniew bogów będzie narażona
I w potężnych męczarniach skona.
Zapadła cisza. Nawet pan D. który bez przerwy narzekał na rozbrykaną młodzież rozdziawił usta, lecz po chwili zaczerwieniwszy się nieco, zamknął je.  Rachel uwolniła się z uścisku Percy’ego i stanęła o własnych siłach lekko podpierając się jego ramienia. Zawsze ją to dziwiło. Wypowiedziała słowa, których nawet nie pamiętała lecz te kilka zdań zrobiło na obozowiczach piorunujące wrażenie.  Rachel zastanawiała się, czy gdyby w tej chwili asteroida walnęła w sam środek obozu młodzież byłaby równie osłupiała jak w tej chwili.
Chejron i Annabeth wymienili znaczące spojrzenie. Czy oni zawsze muszą tak robić? To stawało się coraz bardziej irytujące. Zawsze tak się porozumiewali, jakby dzielili jakąś wielką tajemnicę.
- W takim razie, właśnie wysłuchaliśmy nowej wielkiej przepowiedni. – rzekł takim tonem, jakby zamiast „wielkiej przepowiedni” chciał powiedzieć „wielkiej apokalipsy”.
Nikt się nie odezwał. Słowa nowej przepowiedni nie były zbyt zachęcające. P był chociaż cień nadziei, że wszystko skończy się dobrze. Tutaj jednak słowa były jednoznaczne „… Olimp stratuje”. Wszystko było wiadomo. Za kilka tygodni, miesięcy lub lat Olimp, bogowie i cała kultura grecka ulegnie zagładzie. A spowoduje to dziecię łowczyni… O kogo chodzi? O Thalię?
Percy złapał Annabeth za rękę. Wiele razem przeszli i widać było, że nie śpieszy im się do kolejnych przygód, zwłaszcza tak niebezpiecznych jak pamiętny pobyt w Tartarze. 
Dionizos, jak zawsze nie przejął się niczym. Po krótkim namyśle machnął lekceważąco ręką, nie zważając na gniewne spojrzenia Chejrona kierowane w jego stronę.
- Może i wszyscy zginiemy. Co tam. Dziękujemy ci Ravel za wygłoszenie przepowiedni, bla bla bla, ale teraz musimy wracać do uczty.  
Napełnił swój kielich dietetyczną colą i po chwili znów wrócił dotychczasowy gwar i hałas. Czuć jednak było w powietrzu napięcie. Coś się zbliżało. I nie było to nic dobrego.